Zgodnie z obietnicą, czas na moją refleksję w drugą stronę. Apple Watch uważam za niezwykle perspektywiczny produkt, chociaż dzisiaj już wiem, że kiedy ja pisałem swój pełen entuzjazmu wpis, niemal cała polska blogosfera zdążyła ten produkt przechrzcić. Nie będę się do tych dywagacji odnosił, swoje stanowisko dość solidnie i wyczerpująco uargumentowałem TUTAJ. W tym wpisie chciałbym jednak zwrócić uwagę na to wszystko, co złotem w Apple Watch nie jest, bo wszak – nie wszystko co się świeci – kruszcem tym być musi.
W czasie prezentacji możliwości Apple Watcha patrzyłem na nowe funkcje z radością, ale i z pewnego rodzaju poczuciem zawodu. Radość brała się z tego, że cieszyło mnie, że znalazła się w nim możliwość prowadzenia rozmowy z poziomu zegarka, wysyłania wiadomości SMS, czy zarządzania powiadomieniami. Sam Tim Cook zwrócił uwagę, że ten ostatni, to jego ulubiony ficzer – mój również. Ale…
…no właśnie. Skądś już to znamy. A żeby nie być gołosłownym ja osobiście znam to stąd, i stąd, i stąd, a także stąd. Tak, bo Geary od Samsunga wykonały na tym polu największą robotę. A do tego np. Gear 2 jest wyposażony dodatkowo w aparat, dzięki któremu wykonamy fotki z nadgarstka. Nie są może one totalnie powalające, to jasne, że jeszcze wszystko przed nami, ale mimo wszystko każdy smartwatch Samsunga daje to wszystko, czym chwali się Apple od dawna.
Dlatego zdziwiony jestem, że jednak gigant z Cupertino odszedł od ścieżki typu fashion, czy nawet tej związanej z apparel technology, bowiem założenia – przynajmniej tego ostatniego – z pewnością smartwatch Apple spełnia. W kwestii modowej – cóż – Apple Watch to straszny brzydal. Ale jak już starałem się to udowodnić – piękno niekoniecznie bierze się z wyglądu, a z zastosowanych materiałów oraz jakości wykonania. W tym przypadku Apple Watch to już wysoka półka. Poza tym, gdyby ktoś nadal nie czuł się przekonany, to przecież idzie za nim duch Apple, zatem trochę na odcinaniu kuponów też można przejechać… ;).
Ale nawet patrząc na wyposażenie czysto techniczne, nie ma tutaj fajerwerków. Brakuje nawet WiFi i GPS. Oczywiście obydwa te moduły posiada Gear S i jeszcze pozostawiają one wiele do życzenia, ale mimo wszystko są to rozwiązania, które już działają i są okoliczności, w których sprawdzają się nieźle, jak chociażby nawigowanie z nadgarstka z mapami offline HERE Maps. Inna sprawa, że smartwatch Sony też ma WiFi i GPS, ale z tego pierwszego modułu nie korzysta, bowiem Android Wear nie obsługuje go póki co…
Niemniej Apple Watch nie ma w sobie tych rozwiązań, jest całkowicie uzależniony od iPhone’a i o to właśnie chodzi. Tyle, że w praktyce uwolnienie zegarka od telefonu wcale nie jest takie złe. Po prostu pozwala na więcej swobody. Dodatkowo pod względem wyglądu skórek, które wyświetla inteligentny zegarek Apple, też nie ma ani rewolucji, ani rewelacji. Zachęcam do przejrzenia zawartości Google Play pod tym kątem, by zobaczyć jakie możliwości nagle zyskuje smartwatch z Andoidem Wear. Obecności dedykowanych launcherów też raczej nie uświadczymy w zegarku z nadgryzionym jabłkiem w logo.
Druga sprawa to również świetna obsługa widgetów w Tizenie. Mimo, że trochę wylałem zimnej wody na niego, kiedy recenzowałem Geara S, to jednak w zestawieniu z obecnymi systemami dla wearables uważam, że wypada bardzo korzystnie. Bo ma ten błysk w oku, czyli coś czego nie ma ani Android Wear, ani platforma Apple – świetnie wyglądające animowane tarcze, które prezentują się na żywo równie pięknie, co na zdjęciach prasowych.
Kolejny pstryczek w nos należy się Apple za obsługę Siri. Nie wiem, jakie są Wasze doświadczenia z Google Now, ale ja bardzo namiętnie z asystentki Google korzystam. Jeśli zdecyduję się na nią w smartfonie, i wydam komendę (po polsku oczywiście): OK Google, godziny otwarcia tego sklepu, w tym centrum handlowym w Poznaniu, to dostaję nie tylko wyświetlone konkretne informacje na ekranie swojego Nexusa, ale również otrzymuję głosową informację od Google. Siri więc nie rzuca mnie na kolana, aczkolwiek zegarki z Android Wear nie posiadają głośników, zatem nie można przez nie póki co rozmawiać, ani usłyszeć żadnego komunikatu. Niemniej wydaje się polecenia tak naturalnie i tak zwyczajnie, że ma się wrażenie, jakby komunikowało się z człowiekiem, na co wskazywałem recenzując Geara Live.
Dobre wrażenie zrobiło na mnie otwarcie garażu z poziomu Apple Watcha, ale cóż… nie mam garażu, zatem sami rozumiecie ;). Pod względem formalnym zegarek twórcy iPhone’a zaskakuje, o czym pisałem TUTAJ wykładając swoje argumenty. Pod względem funkcjonalnym już nie. Z tego, co mi przemknęło przed oczami, aplikacje zdają się kopiować funkcjonalności z klasycznych propozycji dla iOS, ładnie wyglądają, ale to nie jest wielka rewolucja. Ani nawet rewelacja. Jest przyjemnie, bo ma być przyjemnie, tak samo, jak u konkurencji.
Niemniej właściciele iPhone’ów nie wiedzą, jak jest u konkurencji. Szczególnie ci z dziada pradziada, którzy regularnie i wiernie wymieniają swoje słuchawki na kolejne. Dzięki temu Apple ma szanse zdobyć serca milionów użytkowników, których jeśli teraz się konkurencji podebrać nie udało, to odebrać nie uda się tym bardziej!