Serwis MacRummors powołując się na jednego z analityków związanych z Wall Street twierdzi, że Apple Watch pojawi się w czerwcu, w czasie tegorocznego WWDC Apple. Zasadniczo nie mam zupełnie nic przeciwko, ale dzisiaj kołują mi po głowie dwie myśli, które związane są z tym produktem. Po pierwsze – jeśli miałbym myśleć o przesiadce na stałe na Apple Watcha 2, to musiałby rozwiązywać co najmniej jeden mój problem związany z wearables, ale niekoniecznie z tą działką. Szersze zastosowanie mile widziane. Po drugie – co zdradzam już w tytule niniejszego wpisu – Siri musiałaby finalnie przemówić w języku polskim.
Co do pierwszej kwestii, to kłopot z tym, że sam finalnie nie wiem, czy mam jakikolwiek problem. Wiem, że brzmi to dość przekornie, ale dzisiaj jestem właścicielem LG G Watcha, czyli pierwszego w historii smartwatcha z Androidem Wear na pokładzie. Dość, że w świecie mobilnych technologii to staruszek. Najubożej wyposażony, niezbyt pociągający wizualnie. Ale siedzi w nim prawdziwy tygrys. Jest bowiem mimo wieku tak samo wydajny, jak inne zegarki na platformie Google, bowiem procesor ani pamięć operacyjna w kolejnych generacjach smartwatchy za bardzo się nie zmieniają. Mógłby mieć czujnik pulsu, jak również ciekawszy ekran. Ale czy są to wady, z powodu których miałbym drzeć szaty?
Sęk w tym, że kupiłem go we wrześniu 2015 roku za 399zł brutto, a miesiąc później w tym samym sklepie z elektroniką był za 349zł brutto. I co najważniejsze – to on właśnie rozwiązuje większość moich problemów! Dosłownie. Rewelacyjnie reaguje na głos, doskonale sprawdza się na jednym ładowaniu baterii, system – pomimo, że to taki staruszek – nadal jest aktualny, a do tego G Watch jest w pełni spolszczony. Przy okazji -nierozerwalnie zintegrowany z Google Now, zatem znając moje preferencje ruchowe każdego ranka i popołudnia wyświetla mi, gdzie w Poznaniu są korki, a w weekendy trasę dojazdu do ulubionych miejsc, które wówczas nawiedzam np. z rodziną.
G Watch na platformie od Google potrafi znacznie więcej. Chętnych odsyłam do mojej recenzji tego smartwatcha, ale wspominam o nim tutaj przede wszystkim dlatego, że sedno – w moim przypadku jest takie – że wcale nie musi nowa technologia wywracać mi życia do góry nogami. Proste rozwiązania mogę mi je naprawdę ułatwiać. A działając sprawnie i skutecznie również realnie pomagać. Odczułem to dość wyraźnie, kiedy w poprzednią sobotę poszedłem z Synem na plac zabaw i zapomniałem G Watcha. Pojawiło mi się kilka zawodowych tematów, które chciałem załatwić głosowo, nie przerywając sobie zabawy z dzieckiem. Okazało się, że musiałem jednak sięgnąć po smartfona i 15 minut przesiedzieć na ławce rezerwowych…
Nie ma prawie żadnej notatki, SMS-a, Hangoutu, krótszego maila, newsa z apek agregujących, których nie przepuszczałbym głosowo przez swojego smartwatcha. Nie wszystko idzie płynnie, czasami zamiast zdania: Kochanie nie ma Efferalganu zrozumie, jako Kochanie, nie ma SP Organów ;), ale to są drobiazgi. Zasadniczo – smartwatch dzisiaj odpowiada za lwią część mojej pracy biurowej, pod warunkiem oczywiście, ze nie muszę pisać długiego maila lub artykułu. Tak mi to weszło w krew, że odruchowo, nawet kiedy nie mam G Watcha na nadgarstku, próbuję mu coś podyktować., w tym pomysły na teksty, a przykładów można by mnożyć i mnożyć.
To nie ma być wpis o inteligentnym zegarku od LG. To ma być wpis o tym, że zegarek za niecałe 400zł realizuje większość moich potrzeb i – co najważniejsze – rozwiązuje jakieś 70 proc. problemów. A jakich w takim razie nie rozwiązuje? Baaardzo brakuje mi możliwości rozmawiania z poziomu smartwatcha, czego zakosztowałem testując pierwsze Geary od Samsunga i jest to funkcja warta przesiadki na mocniejszy model. Po drugie odkryłem – goszcząc obecnie w redakcji Huawei Watcha, że jednak łączność WiFi przydaje się w zegarku (G Watch jej nie ma), bo kiedy smartfon leży gdzieś tam i nie ma z nim połączenia, to jednak dobrze mieć na nadgarstku sprzęt działający online. Chociażby, kiedy obieram marchewkę i nie chce mi się szukać marynarki z telefonem w drugim pokoju.
Co jeszcze? Pulsometr oraz GPS. Ten pierwszy jednak fajnie mieć połączony z apką fitnesową, która co jakiś czas bada mój puls, również w nocy oraz pokazuje, jak on wygląda, kiedy trenuję. GPS doceniłem w Smartwatchu 3 od Sony, z którym poruszałem się przed rokiem bez problemów po Barcelonie, a który dokładnie w momencie, w którym powinienem gdzieś skręcić czy przejść na drugą stronę ulicy, informował mnie o tym fakcie. Zwiedzanie miasta jest wtedy znacznie wygodniejsze, niż gapienie się w smartfona.
Ale nawet jeśli Apple Watch 2 będzie potrafił to wszystko, to i tak jego konkurencja z Androidem Wear kosztująca od około 750zł do 1500zł też to umie i do tego już teraz, więc w sumie przesiadam się z zegarka na zegarek, a nie z Nexusa na iPhone’a i z G Watcha na Apple Watcha. Z mojej perspektywy fakt, że AW2 będzie cieńszy nie ma żadnego znaczenia. Wizualnie zresztą okropnie mi się nie podoba obecna generacja, a nie mam pewności, czy Apple zerwie z tym wzornictwem. Ma mieć WiFi? No świetnie – reszta z Androidem Wear też ma. Aaa – ma się pojawić kamerka do rozmów Face Time i GPS, ale nie czuję podniety. Unoszenie całej ręki razem z ramieniem na wysokość twarzy nie będzie niczym przyjemnym, kiedy przyjdzie dłużej z kimś porozmawiać wykorzystując to rozwiązanie.
Największą siłą Apple Watcha oraz iPhone’ów jest Siri. Jasne – z Androidem Wear też przez dłuuugie miesiące rozmawiałem wyłącznie po angielsku. Ale teraz, kiedy widzę, jak świetnie Google Now łapie kontekst polski, to zupełnie nie czuję potrzeby, aby się przesiadać na rozwiązanie całkowicie mi obce, chociaż z racji pasji nowotechnologicznej, chętnie bym zobaczył, z czym je się te właśnie Jabłka.