Z urządzeniami Apple nigdy nie było mi po drodze. Nie należę do elitarnego klubu wyznawców nadgryzionego jabłka. Po części z powodu cen ich produktów, po części po prostu nie są one dla mnie. Sam jeszcze na studiach miałem okazję pracować na Macach i dostawałem białej gorączki – bezpłciowa myszka, wstrętna klawiatura itp. No kilka lat już upłynęło, a ja wciąż nie mogę się przekonać do tej marki. W związku z tym, premiery najnowszych urządzeń mnie nie ruszają, jednakże w tym wypadku, nie mogę odmówić, przynajmniej połowicznego zainteresowania, choć nie wiąże się to z chęcią kupna.
Apple zaprezentował właśnie nowe komputery Mac, a ściślej mówiąc są to Mac mini oraz iMac z wyświetlaczem Retina 5K. No dobra, weźmy się za mniejszego kompana, który to właśnie nie zdobył mojego serca.
Przyznam, że zapewne mój osąd jest niesprawiedliwy, bowiem w małej skrzynce z zaokrąglonymi rogami umieszczono sporo możliwości. Już sam wybór procesora robi wrażenie – dostępne wartości to 1.4GHz, 2.6GHz lub 2.8GHz dual-core Intel Core i5, jeśli Wam jednak mało – możecie pokusić się o 3.0 GHz dual-core Intel Core i7, co powinno zapewnić całkiem sporą wydajność.
Dodatkowo, w przypadku korzystania z zasobożernych aplikacji, włącza się tryb Turbo Boost 2.0, który podkręca zegar do 3,5 GHz. GPU napędzające ten minikomputer to Intel HD Graphics 5000. Biorąc pod uwagę, że na Macach raczej się nie gra, choć oczywiście są wyjątki, powinno to wystarczyć. Ponadto 1,6 GB RAM-u i wykorzystywanie dwóch rdzeni usprawni działanie multi-taskingu i ogólnie płynności działania.
Ładnie to brzmi, więc dlaczego mnie to nie rusza? No tu przede wszystkim cena. Najtańsza konfiguracja, która przecież nie jest niczym niezwykłym, zaczyna się od 499 dolarów. Doliczcie do tego konieczność kupna peryferiów – klawiatury, myszki oraz oczywiście wyświetlacza i już robi się kwota, w której kupilibyście laptopa, na którym uruchomicie niemal wszystkie nowe gry, nawet jeśli w minimalnych detalach. Jeżeli chodzi o design. Tu już sami musicie sobie odpowiedzieć na pytanie, czy Wam się podoba. Mnie średnio, ale to już kwestia gustu i personalnego umiłowania (lub nie) do urządzeń Apple. W skrócie – sprzęt warty rozważenia, jeśli jesteście fanami, pozostali zapewne przejdą obojętnie.
O wiele większe wrażenie zrobił na mnie nowy iMac. I to właśnie z powodu wielkości – 27 cali i rozdzielczość 5K? Powiem dosadnie – skopało mi dupę. Tylko z drugiej strony – widziałem 4K na ponad 80-calowych telewizorach i już na nich obraz był ostry jak brzytwa, czy konieczna więc jest aż tak duża rozdzielczość na ekranie 27 cali? Poza tym – jeszcze dobrze się nie przerzuciliśmy z Full HD na 4K, a tu już piątka. Choć przyznam, że i tak efekt WOW nie schodzi z ust.
Oczywiście, by uciągnąć tak duży obraz, potrzebne są mocne podzespoły i Apple je gwarantuje. Do wyboru jest 3,5 GHz Intel Core i5 lub 4 GHz Intel Core i7. W połączeniu z wcześniej wspomnianą technologią Turbo Boost 2.0, jestem przekonany, że to będzie petarda.
Na przechowywanie plików przeznaczono maksymalnie 3,5 TB, więc będziecie się musieli postarać, by zapchać dysk całkowicie. Jeżeli chodzi o grafikę, to w najtańszej konfiguracji będzie to AMD Radeon R9 M290X z pamięcią 2GB, z kolei RAMu dostaniemy 8GB.
Jak się zapewne domyślacie, tu również odstrasza mnie cena. Na najtańszy model trzeba wysupłać 2,499 zielonych. Okej, w pakiecie dostajemy myszkę i klawiaturę, jednak dla mnie jest to porażająca kwota i jeśli miałbym już coś za nią kupić, wybrałbym jakąś wersję XMG, o których pisałem TUTAJ. Jasne, jest to zupełnie inny sprzęt, dla zupełnie innego grona odbiorców. Poświęciłbym też ekran i rozdzielczość, ale nie ukrywam, że właśnie XMG do mnie bardziej przemawia. Ale jeśli lubicie Apple i jego sprzęt – nie sądzę byście pożałowali.