Jeszcze powinienem napisać w tytule, że i Snapchat nie ma się czego obawiać. Dlaczego? Bo sądzę, że Amazon nie do końca rozumie ideę obecnego wideo w Internecie. A tak się składa, że ogłosił wejście w ten świat ze swoim projektem Video Direct, w ramach którego twórcy mogą udostępniać swoje filmy. Oczywiście przy okazji będą na tych treściach zarabiać, w zależności od tego, jaki kanał dystrybucji wybiorą. Wówczas przychody mogą pochodzić z reklam emitowanych przed lub w trakcie interakcji użytkownika z tymi materiałami lub w schemacie rozliczenia za godzinę oglądania etc.
Ku mojemu zdziwieniu – a byłem święcie przekonany, że największą popularnością będą miały się cieszyć materiały amatorów, jak ma to miejsce choćby na YouTube – Amazon stawia na początku na dużych graczy, chociaż oczywiście wszelcy twórcy mogą działać w jego nowym programie. Niemniej to przede wszystkim treściami robionymi przez Mashable, BusinessInsider czy Guardiana – Amazon chce przyciągnąć przed ekrany Video Direct odbiorców.
Nie przekonuje mnie ta krucjata, bo widać jak na dłoni, co się obecnie dzieje w świecie internetowych treści. Coraz więcej serwisów udostępnia świetne jakościowo materiały. Jedne są oczywiście lepsze, a inne gorsze, ale prawda jest też taka, że tak naprawdę potencjał tkwi w tej chwili w wideo maksymalnie spontanicznym. To dlatego Facebook kładzie na nie nacisk, to jest również powodem sukcesu Snapchata – oraz – to na tej bazie wciąż działa YouTube, który wyrobił sobie taką pozycję w sieci, że ciężko z nim po prostu konkurować. A przecież YT też się zmienia, bo twory takie, jak chociażby Periscope jeszcze bardziej weryfikują, jakie wideo w sieci jest teraz trendy.
Dochodzi do tego jeszcze jeden wątek. Skoro spontaniczne wideo napędza tę branżę w sieci, to znaczy że idzie za tym jeszcze jeden ważny element – mało profesjonalne wykonanie. I każdy się na to godzi – zarówno twórca, jak i odbiorca – bo jest to autentyczne, przemawiające i naturalne.
Amazon musi Video Direct dopiero rozkręcić to u siebie, ale mam wrażenie, że dochodzi do tego jeszcze jeden kluczowy element, którego firma Jeffa Bezosa nie ma. I jest nim w istocie charakter społecznościowy, który pozwala się szerzyć treściom, jak wirusom. Udostępnianie, lajkowanie, komentowanie, angażowanie fanów – to wszystko idzie za modelami wideo znanymi ze Snapchata, Facebooka, YouTube’a, czy Periscope. A czy Amazon ma społeczność, poza tym że jakaś grupa ludzi opłaca stały abonament? No właśnie…
I może to tylko moje wrażenie, ale potęguje się we mnie nie do końca jasne rozróżnienie, czym ma się różnić Amazon Video Direct od Amazon Video, które jest serwisem typu VOD i rzuca ponoć rękawicę Netflixowi? Skoro treści w wartościowej oprawie mają napędzać AVD widownię, to bliżej mu do serwisu strumieniującego filmy fabularne lub dokumentalne, aniżeli filmy pokroju tego, co można znaleźć w produkcjach najpopularniejszych YouTuberów. Tym bardziej, że treści te będą na pewno na wysokim poziomie, skoro Amazon co miesiąc chce przeznaczać milion dolarów nagrody za najlepsze produkcje w Video Direct.
Źródło: wirtualnemedia