Fiu, fiu – od bladego świtu czytam wszystko, co pojawia się na temat nowego holdingu Alphabet (Krzysztof Bojarczuk opisał to dokładnie TUTAJ), który przejął rolę lidera, w ramach którego Google będzie tylko jedną z firm, na czele której postawiony został Sundar Pichai. Spora to nowość i małe trzęsienie ziemi w świecie technologii, bowiem ruch może i spodziewany, ale sporo redefiniujący. Nowa nazwa i nowe wyzwania, ale dla mnie oddaje to doskonale charakter tego, czego możesz się spodziewać po dokonaniach nowego przedsiębiorstwa, chociaż całość może potoczyć się dość przewrotnie, jak na obrazie powyżej…
[showads ad=rek3]
Alpha
Alphabet ma ambicję być samcem alfa. Liderem, mocnym, twardo stąpającym po ziemi. Dociera do mnie głównie taki właśnie przekaz, kiedy czytam o tym, co się aktualnie zmienia. Co ciekawe – dość dobrze poczynania nowego przedsiębiorstwa – ta poniekąd dwuczłonowa nazwa opisuje. Lider ma być przewodnikiem, jednostką nadrzędną, która skupiając kolejne startupy kolekcjonuje kostka za kostką, rozwiązania z kolejnych liter alfabetu. G zarezerwowano dla Google oczywiście, ale nagle moloch, któremu zarzucano coraz więcej zapędów monopolistycznych, wreszcie dzieli się na mniejsze biznesy, które jako osobne spółki lub też technologiczne projekty na nowo ustawiają go w szeregu, pozbawiając jednocześnie dotychczasowej pozycji… ale nie władzy.
Poza tym Larry i Sergey wykoncypowali to równie ciekawie pod innym względem. Otwarci są – co Larry podkreśla w swoim liście – na całkowicie nowe rozwiązania, gotowi eksplorować branżę, aby wytyczać nowe kierunki rozwoju biznesu – i co znamienne – właśnie o biznes tutaj chodzi przede wszystkim. Między wierszami wyczytałem jednak (ale to moja interpretacja), że Larry stara się mówić do mnie i do Ciebie – Hej, wciąż mamy w sobie głód robienia rzeczy fajnych. Jak wtedy, gdy zaczynaliśmy w garażu. Tyle, że teraz mamy prawdziwy hangar i dużo większe możliwości!
[showads ad=rek2]
Beta
Ten drugi człon z nazwy nowej firmy podoba mi się znacznie bardziej. Opisuje on doskonale, jak bardzo innowacyjnym – ale też eksperymentalnym – chce być ten holding. Projekty zdrowotne dotychczasowego Google, biznes reklamowy, koncepty powstające w Google X, a także liczne inne rozwiązania masowo przejmowane przez wyszukiwarkowego giganta, które albo się udają, albo nie – to doskonałe pole do nowych eksperymentów. Dzięki powołaniu Alphabetu wszystkie te jednostki zyskują znaczną niezależność, funkcjonują niejako, jako osobne spółki, które rządzić się będą własnymi prawami.
Oczywiście Larry Page i Sergey Brin – jako opiekuńczy mentorzy będą doglądać, co tam w ogródku słychać, ale jestem pewien, że łatwiej teraz będzie o usprawiedliwione potknięcia, jak i spektakularne sukcesy. Beta, jako drugi człon tej nazwy, to nie tyle następna litera w alfabecie, co charakter projektów, które w swojej kuźni będzie wykuwać nowy Google (jeśli mogę w ten sposób napisać o Alphabecie). Myślę, że przyszedł czas, abyś zapomniał/zapomniała o firmie, która jest po prostu wyszukiwarką z systemami operacyjnymi, smartfonami Nexus i jakimiś tam Chromebookami…
Nowe przedsiębiorstwo jasno komunikuje, że wiele będzie się działo na platformie eksperymentalnej, aby z czasem wydrążyć szczeliny, przez które dotrze nowe technologiczne światło zmieniające nie tylko sposób funkcjonowania w Internecie, ale wiele branż – smartfonowe, motoryzacyjne, nawigacyjne, medyczne, transportowe etc.
[showads ad=rek1]
Alphabet
Entuzjazm inwestorów w Stanach trochę mnie zadziwił. Wygląda on tak, jakby rynek od dawna oczekiwał podziału Google, ale sam do końca nie byłem nigdy pewien, czy tak jest. Batalie toczone przez niego w Europie z dostawcami treści jasno dawały mi do zrozumienia, że kiedyś musi nadejść ten moment, ale nie byłem jego zwolennikiem. Dzisiaj widzę w tym dobry trik, który pozwoli uwolnić się Page’owi i Brinowi od negatywnie przyklejanej gęby.
Z jednej strony Alphabet to gigantyczna korporacja, ale z drugiej wciąż ognisko eksperymentalne, a sprawdzone i rentowne biznesy działają w jego strukturze w sposób poukładany, znając swoje miejsce w szeregu, ale z dużą swobodą i pod sterami bardziej niezależnych szefów.
Zastanawia mnie tylko, czy w myśl tej filozofii trochę się to nie rozjedzie? Czy nie powstanie wewnątrz misternie układanego alfabetu szereg projektów-krzaków, niby rokujących, a lejących się w dłoniach? Perspektywicznych, ale wciąż więcej obiecujących niż z tych obietnic realizujących? Przypomina mi się stare porzekadło przy tej okazji: Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść… Sam jestem zwolennikiem spójnych, jakościowych konceptów. I ten na pierwszy rzut oka taki się wydaje. Niemniej samiec Alfa ciągnący – przepraszam za hiperbolę – sieroty po eksperymentach Beta – wygląda mi na korowód ślepców z obrazu Pietera Bruegela. I koresponduje mi to w dość sarkastyczny sposób z kapitalną domeną projektu: abc.xyz…