Dramy pod tytułem Facebook vs Cambridge Analytica ciąg dalszy. Bo mamy jednak oficjalne oświadczenie Marka Zuckerberga w sprawie. Mamy ferment wokół hasztagu #DeleteFacebook, do którego przyłączył się nawet Brian Acton, który nota bene sprzedał Facebookowi komunikator WhatsApp (to trzeba mieć tupet za te 19mld dol., na które opiewała transakcja…) i w końcu są napaleni, wojowniczy i rozmemłani pokrzywdzeni, gotowi tropić ślady FB nawet w przewodach instalacyjnych, ciągniętych w ścianach swoich domów, w celu jednoznacznego rozgniecenia i anihilacji totalnej wszelkich oznak społecznościowego giganta. Teraz do akcji wkroczą służby, a zwykli ludzie zaczną odmieniać przez wszystkie przypadki słowo – profilowanie. I może wreszcie dotrze do większości głów, na czym polega udostępnianie swoich danych osobowych Facebookowi, Google’owi, Twitterowi, Apple i wielu, wielu innym firmom.
Z wczorajszego wpisu Zuckerberga wynika, że faktycznie serwis ma coś jednak za uszami, bowiem interfejs programistyczny aplikacji udostępnianej firmom do gromadzenia danych o określonej osobie, która np. bierze udział w jakimś quizie, ankiecie, konkursie, kampanii etc. – pozwalał jeszcze w roku 2015 gromadzić dodatkowe dane powiązanych z tą osobą znajomych. Stąd w szybkim tempie z 270tys. ankietowanych przez Cambridge Analytica – zrobiła się baza 50mln użytkowników, bowiem agencja dostała do nich dostęp na podstawie połączonych ze sobą nawzajem użytkowników serwisu. Facebook w tym samym roku pozwolił odpowiednio z tego zrezygnować poprzez odznaczenie zgody na udostępnianie w ten sposób swoich danych, no ale to jest dość idiotyczne rozwiązanie, bo po pierwsze trzeba być tego świadomym, a po drugie grzebać w ustawieniach, by coś wyłączyć zawsze jest trudniejsze niż działanie w drugą stronę.
Oczywiście nie chcę rozgrzeszać Facebooka, ale naprawdę nie potrafię opędzić się od myśli, że hate na tę firmę nakręcają teraz przede wszystkim ci, którzy nie są zadowoleni z Brexitu oraz wygranej w Stanach Zjednoczonych – prezydenta Donalda Trumpa. Skąd takie wnioski? Agencja Cambridge Analytica właśnie posługując się tak kolekcjonowanymi danymi, kreowała na FB kampanię poparcia dla obecnego prezydenta USA oraz wokół wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Sądzę – co nie jest poparte żadnymi danymi – że ludzi wkurza, że po prostu zebrane informacje na temat ich komentarzy i lajków, posłużyły do sprofilowanego dobrania przekazu, tak aby uzyskać określony efekt – czyli poparcia dla Trumpa i Brexitu. Co się po prostu udało!
I teraz największa kontrowersja, czyli odpowiedzenie sobie na pytanie, czy to profilowanie jest czyś złym? Jak na moje oko, nonsensem jest sądzenie, że tak. Profilowane reklamy otaczają nas ze wszech miar i są podstawą gromadzonych informacji w chociażby popularnych ciasteczkach (cookies), a więc okruszkach danych, która zapisują się w pamięci naszego komputera, tylko po to, by np. przeglądarka internetowa mogła na tej podstawie serwować nam banery odpowiedniej treści. To dlatego, jak będziesz szukać smartfonu LG, Apple, albo Samsunga, z czasem zaczną wyskakiwać Ci reklamy z ofertami, gdzie takowy/-e kupić. Taka sama sytuacja spotka Cię, jeśli będziesz szukać samochodu określonej marki, bielizny dla żony na rocznicę ślubu, czy zegarka oraz wielu, wielu innych produktów lub haseł, które w danym momencie Cię zainteresują.
Bez profilowania bylibyśmy zalewani reklamami z treściami, które nas nie interesują lub drażnią. Skuteczność takich kampanii byłaby zdecydowanie gorsza. A przez to zupełnie nietrafiona. I teraz najistotniejsze w tym zagadnieniu – czy jeśli dostajemy komunikaty reklamowe o fajnej ofercie na iPhone’a, to wszystko w porządku, ale kiedy pojawia się podobna reklama, ale z zachętą głosowania na Trumpa, to jest to już coś złego, nagannego i wkurzającego? Prawda jest taka, że jesteśmy emocjonalni, a przez to przewidywalni. I naprawdę na podstawie naszych klików można stworzyć po precyzyjnej analizie komunikat, który trafi przed nasze oczy i w sumie będzie wpisywał się w to, jakimi faktycznie kierujemy się przesłankami w podejmowaniu decyzji. Bo ile osób w duchu popiera kontrowersyjnego kandydata, ale przed znajomymi wstydzi się przyznać?
Nie chcę mieszać tutaj naszej polityki, ale Prawo i Sprawiedliwość ma mniej więcej (zależnie od sondażu) ok. 50 proc. poparcia. Znam tylko jedna osobę, która zawsze deklarowała i nadal deklaruje swoje otwarte poparcie dla PiS-u. Ale nikt inny z mojego otoczenia się do tego nie przyznaje. Skąd więc takie poparcie? Afera z Cambridge Analytica pokazuje więc doskonale, jak wywlec z nas Trumpów i innych tego typu facetów. Oczywiście, jeśli dzieje się to bez naszej zgody, to jest to karygodne, ale z drugiej strony – nie da się ukryć, że wreszcie udało się znaleźć kogoś, komu można za to złoić skórę. Trumpa nikt nie obalił. W końcu wygrał demokratycznie. Brexitu nikt nie zatrzymał – i on odbył się w ramach demokratycznej decyzji większości. Ale dokopać można teraz temu wielkiemu, wstrętnemu Facebookowi, który gdyby w 2015 roku inaczej rozwiązał kwestię swojego API, być może wcale by tych katastrof nie było.
Jest jeszcze coś w całej tej sprawie, co mnie dość mocno drażni. Otóż nagle wszyscy się obudzili ze zdziwionymi minami, że oto ktoś zbiera ich dane. Że wszystko to działa, jak jeden wielki organizm. Że te sympatyczne media społecznościowe robią jakiś użytek z tego, w co i jak klikamy! No rany boskie! Żyjemy w jakimś mentalnym Matrixie? Czy te wszystkie osoby są poważne? Przecież ciągle ktoś trąbi i nawraca do tego, że wszystkie serwisy i usługi sieciowe zbierają nasze dane, na co osobiście wyrażamy zgodę akceptując wszelkie regulaminy, aby później na tej podstawie serwować nam nie tylko reklamy, ale i lepsze usługi. Google w oparciu o te informacje, powiadamia mnie o korkach, podsuwa artykuły do przeczytania, pokazuje aktualny rozkład jazdy komunikacji miejskiej, proponuje inną muzykę na sobotni poranek i inną na niedzielne popołudnie etc. Mam się na to obrazić teraz? Mam udawać, że nic mi nie wiadomo, na jakiej zasadzie się to odbywa? Algorytmy aplikacji biorą potrzebne informacje z kapelusza?
Ludzie! No przecież nic się samo nie dzieje! Ale właśnie dlatego, że na podstawie tych informacji można profilować dedykowane nam informacje, kampanie, reklamy etc., nie jesteśmy zalewani tym, co kompletnie nas nie interesuje. Bo wyłączyć smartfonów nagle się nie da, i przenieść się w czasie do ery featurephoneów też się nie uda. Kto to zrobi? Garstka zdeterminowanych? Proszę bardzo, ale nie udawajcie, że nie wiecie, czym jest waluta, którą w tej chwili płacicie wielkim serwisom społecznościowym i informacyjnym na całym świecie. Płacicie własnymi danymi, lajkami, klikami, komentarzami. Więc przestańcie się głupawo dziwić, tylko ogarnijcie, ile Facebookowi i innym chcecie faktycznie oddać, a co zablokować.
Tyle, że nikt tego nie zrobi. Lepiej rzucać na prawo i lewo komunałami na temat tego, jak to niewinnie nic nie wiedzieliśmy i jak bardzo jesteśmy pokrzywdzeni. I hej do sądu po miliony dolarów, bo paliłem i nie wiedziałem, że umiera się od tego na raka. Ano umiera – i często w ciężkiej agonii. Palaczy ubywa, koncerny stoją. Facebook też to przetrwa.