Nie zawsze mam tyle czasu na czytanie ile bym sobie życzył. Kiedyś pochłaniałem książkę za książką, nie było dnia bez przeczytania chociażby kliku stron, dzisiaj doba skurczyła mi się niemiłosiernie – i owszem – czytam, ale już przede wszystkim wiadomości ze świata technologii i kilka blogów, w których znajduję ciekawe treści. Mimo wszystko jednak staram się, aby jakaś książka wciąż była u mnie zaczęta. Nie ukrywam, że rozwój nowych technologii bardzo ułatwił mi zadanie. Dzięki ebookom mogę mieć wybrane tytuły zawsze pod ręką, a od pewnego czasu czytam nawet na smartfonie.
Może powinienem doprecyzować – na smartfonach ;) bo ciągle coś nowego mam w testach i dzięki temu mogę na bieżąco sprawdzać, jak różne rozmiary ekranu sprawują się w czasie lektury. Ale to jedna strona medalu. Są też przecież jeszcze tablety. Tutaj ukochałem sobie 8-calowe rozwiązania, które trafiają idealnie w zakres moich potrzeb pod każdym względem i ponad wszelką wątpliwość. Ale, najwięcej i najczęściej czytam wciąż na swoim 3-letnim 9,7-calowym iPadzie 2.
Właściwie przestawiłem się na ebooki z automatu. Kiedy tylko pojawiło się kilka pozycji, które mnie zainteresowały, już nie chciałem wracać do papieru. Nie potrafię jednoznacznie zdeklarować, że eksiążka jest lepsza od tej tradycyjnej, przecież to głupota. Ale widzę szereg zalet wynikających z nowych form dystrybucji treści i obcowania z nimi. Nośnik przestaje być dla mnie ważny w spojrzeniu ogólnym. Gdybym jednak miał decydować, w jakiej formie te treści konsumuję, to już rozdarcie pomiędzy ekranem LCD i e-papierem byłoby bardziej widoczne.
Z tym pierwszym mam do czynienia od lat. Z tym drugim miałem styczność jeszcze w wakacje i nie ukrywam, że niesamowicie zapaliłem się do czytników. Nawet bardziej niż przed rokiem, kiedy postanowiłem, że nabędę własny. Wczorajsze premiery Amazonu trochę mnie zmobilizowały do ponownego zrewidowania, jak bardzo potrzebuję Kindla i co ciekawe – uświadomiłem sobie, że wokół mnie jest zdecydowanie więcej osób, które sięgają po czytnik niż tablet. I wcale nie są to moi znajomi.
Takie mam wrażenie wynikające z własnych obserwacji, chociaż chętnie poznałbym jakieś precyzyjne wyniki badań. A, że sam czytam dużo i często w środkach komunikacji miejskiej, toteż stąd biorą się moje wnioski. I chociaż jeszcze ten pojedynek jest dość nierówny – masa ludzi sięga przecież po klasyczne książki, to jednak widać gołym okiem, że powoli szala zaczyna przechylać się w drugą stronę. Jasne – przełom nie nastąpi od razu, w końcu to ogromny i czasochłonny proces, który musi wyniknąć sam z siebie, ale nie kryję coraz większego zaskoczenia. Codziennie przemierzam wiele kilometrów w środkach poznańskiego transportu miejskiego i naprawdę sporo osób siedzi z czytnikiem Amazonu w rękach. Przykładów mam więcej. Ostatnio moja fryzjerka pochwaliła mi się swoim Kindlem i zwierzyła, jak bardzo lubi na nim czytać. Również w tramwaju, przemierzając połowę Poznania do domu.
Imponuje mi również, jak bardzo rośnie baza tytułów. Świetną robotę wykonuje moim zdaniem tutaj np. publio.pl, gdzie ciągle wpada coś nowego, a co najważniejsze z lepszej półki. Nie raz łapię się na tym, że kupuję tam e-booki do przodu, bo interesujące mnie tytuły pojawiają się w atrakcyjnych cenach, a promocji tam nie brakuje. Miałem też czas, że zaglądałem do Legimi, wybierałem pozycje na Virtualo, a kiedy znajdowałem coś w zasobach App Store, to i tam nabyłem kilka pozycji, chociaż zazwyczaj cenowo nie zachęcających.
Nie dostrzegam za to ludzi z tabletami. Oczywiście zdarza się, że tu i ówdzie ktoś czyta na swoim 10-calowym klocku jakiegoś ebooka (tak, zaglądam ludziom dyskretnie przez ramię ;) ), i zazwyczaj to kobiety, ale i tak nie jest tych osób dużo. Natomiast czytnikowców, jest w moim odczuciu znacznie więcej. I wszyscy uparcie z urządzeniami amerykańskiego giganta sprzedażowego. Natomiast z książką w ręku widuję głównie licealistów, którzy przeglądają przed zajęciami podręczniki.
Jestem wielkim entuzjastą elektronicznego czytania. Wszystkie książki mam właściwie w Chmurze, zatem korzystanie z nich jest prostsze niż można to sobie wyobrazić. A do tego możliwość nanoszenia notatek, korzystania w niektórych przypadkach z tłumacza lub funkcja szybkiego sprawdzenia znaczenia trudnych słów albo niejasnych nazwisk czy zdarzeń historycznych w Wikipedii, to tylko kilka z zalet książek podanych w ten sposób. Nie czuję zupełnie, że moje teksty otwarte w iBooks lub Książkach Play tracą coś z romantyzmu. Nie muszę ich wąchać, ale jak chcę, to mogę wybrać sepię na kolor kartki i klimat gotowy ;) , chociaż to prawda, że niektóre teksty przyjemnie pachną ;)
Regulacja wielkości liter, kroju czcionki, szybkie przełączanie pomiędzy przypisami, a nawet tak prozaiczna zaleta, jak możliwość zmieszczenia wszystkich wielkich i grubych tekstów w jednym lekkim i cienkim urządzeniu, to kolejne zalety. Zresztą zdarza się, że podróżuję autobusami lub koleją i tam również, na dłuższych odcinkach, kapitalnie sprawdza się tablet. Czasy też się zmieniły. Jeśli ktoś przyczepi się do baterii i jej ograniczonej wydajności, to uspokajam – z tabletem można naprawdę duuuużo czasu spędzić pochylonym nad ebookiem, a w pociągach gniazdka elektryczne (przynajmniej tych na trasie z Poznania do Warszawy), to powoli standard. Poza tym fani czytników zapominają o konieczności ładowania baterii na wiele, wiele tygodni i to też jest jeden z najmocniejszych argumentów przemawiających za takimi urządzeniami.
Tak, przestawiłem się zupełnie. Ale ostatniego Myśliwskiego czytam w papierze i trwa to w nieskończoność, bo przez to, że zmieniłem przyzwyczajenia, zupełnie nie mam głowy do ciągłego zabierania książki papierowej. Może dokończę go w ebooku? Chociaż paradoksalnie osią Ostatniego rozdania jest stary, zniszczony i pamiętający setki nazwisk i zdarzeń kalendarz/notatnik, który niewątpliwie ma swój urok i żadna elektroniczna forma nie jest w stanie go zastąpić.
W każdym razie to też temat na osobne rozważanie – czy są książki, których nie da się czytać inaczej niż na papierze? Nie mam pojęcia, bo w formie elektronicznej czytam nawet Biblię. Chyba, że Wy macie takie teksty, których nie moglibyście konsumować inaczej, niż tylko w sposób tradycyjny?
P.S.
Acha – zapomniałbym. Nie potrafię zupełnie czytać książek na PC lub notebooku. Zupełnie mi to nie idzie. Może dlatego, że komputer to dla mnie jednak narzędzie przede wszystkim pracy?