SŁOWEM WSTĘPU
Odbiór! Jak mnie słychać? Nadaję z redakcji 90sekund.pl! TAK! Tego jeszcze u nas nie było! Ta recenzja to tekst, który przyniósł mi jedną z największych radości tech w ostatnim czasie! Banan na twarzy non-stop, dzika i totalnie niezrozumiała dziecięca radość, która obudziła we mnie małego Krzysia.
Pamiętam pewne dawne odwiedziny u mojego kuzyna. Jak dawne? Jako, że jestem już po trzydziestce musiało to być rzeczywiście w odległych czasach, bo wówczas mogłem mieć z 8-9 lat. W każdym razie – wyjazdy do starszego kuzynostwa zawsze były atrakcją. Dlaczego? Bo – szczególnie młodsze czytelniczki i młodsi czytelnicy – musicie zdawać sobie sprawę z tego, że nie było tych wszystkich fejskubów i innych social mediów, a do najbliższych po prostu jechało się w niedzielne popołudnie – bez wielkich umawiań i ceregieli – z plackiem drożdżowym na kolanach. W czasie jednych z takich odwiedzin, któregoś razu, mój kuzyn z szafy wyciągnął najprawdziwsze i bardzo ówcześnie pożądane walkie-talkie… Tak – to wtedy zaczęła się jedna z najlepszych zabaw pod słońcem, którą do dziś rzewnie wspominam ;).
Jeśli chodzi o same krótkofalówki – zasięg był wręcz znikomy i z tego co pamiętam, większość dźwięków, które wydobywały się z głośników to gł. trzaski oraz majaczący gdzieś w tle bardzo niewyraźny głos drugiej osoby. Niemniej radość, jaka się pojawiła, gdy w końcu kogoś się usłyszało – bezcenna. Wygrzebałem w otchłaniach Internetu co to był za model i o dziwo udało mi się go namierzyć.
CB Style Original NS-881 – tak w pełni nazywał się ten sprzęt. Dwa pokrętła, ściąga w postaci alfabetu Morse’a, toporna wielkość cegły i gigantyczna antena. Totalnie odjechany i oldschool-owy produkt. Z czystego sentymentu kupiłbym go i postawił na półce.
I choć niektórzy nie do końca mogą rozumieć mój sentyment, to warto przypomnieć, że w początkach lat 90. XX wieku takie „sprzęcicho” wzbudzało i podziw i zazdrość zarazem, bowiem była to era, w której raczej dominował kabel. Bezprzewodowa komunikacja była zjawiskiem widywanym w amerykańskich filmach wojennych, które oglądało się na kasetach VHS. Wówczas rządził „Rambo”, więc można było poczuć się, jak prawdziwy twardziel w trakcie dzikiej misji ;).
Mamy 2021 rok, ponad trzy dychy na karku, a mi po tylu latach w ręce znów wpadł tego typu produkt (chociaż inny model – i innej firmy) i totalnie odleciałem czując powrót do tych emocji, które zabrały mnie w sentymentalną podróż do najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa. Najzabawniejsze jest to, że przez moje dłonie przeszło tyle nowoczesnego sprzętu mobilnego, a ucieszyłem się z tych krótkofalówek, jak najprawdziwsze dziecko! Trudno wyrazić mi to słowami, ale odżyły tamte uczucia. Takiego zwrotu akcji się nie spodziewałem :D.
Z Motorolą T62 w ręku i z sentymentem w sercu mogłem zrobić tylko jedno – napisać recenzję na 90sekund.pl.
WYKONANIE MOTOROLI T62
Może na początek krótkie wyjaśnienie. Zanim trafiłem na model T62, do czynienia miałem przez jakiś czas z wersją T42.
Trochę mniejsza i trochę innej specyfikacji, ale nawet w prostszym wariancie Motorola T42 zapewniła solidną obudowę, która ma zabezpieczyć sprzęt przed ewentualnymi upadkami, czy uszkodzeniami. T62 wygląda bardziej konkretnie, jest trochę większa i sprawia wrażenie wręcz pancernej. Z pewnością do czynienia mamy z porządnym produktem. Tutaj pod kątem wzorniczym nie chodzi o śliczne perełki sięgające wzorniczych i zarazem estetycznych szczytów. Krótkofalówki towarzyszyć będą nam cały czas poza domem – w terenie – tak więc ważna jest jakość wykonania i Motorola się o to postarała.
Nie jest to oczywiście niezniszczalny sprzęt, są radiotelefony o wiele bardziej pancerne, ale jak na produkt tej klasy nie można narzekać. Obudowa jest z tworzywa sztucznego, ale sprawia wrażenie jakościowo dobrej.
Główna część radiotelefonu osadzona jest w dodatkowym niebieskim uchwycie (nie mam pewności, czy dobrze to nazywam… – powiedzmy, że to boczne ramki wydłużone u dołu), który dodatkowo zabezpiecza spód urządzenia – w razie upadku w tę stronę siłę upadku bierze na siebie właśnie ta część.
Dobrze zabezpieczona jest antena, która oprócz wyświetlacza jest najmniej trwałą częścią urządzenia. Antena jest delikatnie giętka, ale myślę, że nawet w przypadku nagłego kontaktu z powierzchnią płaską nie powinna się uszkodzić.
Niebieska część radiotelefonu (jest jeszcze wersja czerwona), zawiera:
- przycisk PTT, a więc ten, po wciśnięciu którego będziemy mogli nadawać,
- przycisk szybkiego parowania,
- otwór na ładowarkę,
- wejście na słuchawki. Tu jednak uwaga! Nie jest to standardowe wejście mini jack 3,5 mm a 2,5 mm, o czym warto pamiętać. Zwykłe słuchawki od telefonu niestety nie będą pasować.
Na uwagę zasługuje świetne zabezpieczenie dwóch ostatnich wspomnianych przeze mnie wejść i choć nie znalazłem informacji, by krótkofalówki były wodoodporne, to delikatny kontakt z wodą na pewno by przeżyły.
Natomiast wyświetlacz ciekłokrystaliczny wyświetla proste, a zarazem potrzebne informacje o tym, na jakim kanale nadajemy. I poza tym nic więcej nam nie potrzeba, swoją funkcję spełnia to w stu procentach.
Od frontu znajduje się sześć przycisków, dzięki którym będziemy mogli uruchomić poszczególne funkcje, a także będziemy poruszać się po menu. Nie ma tutaj żadnej filozofii i w zasadzie instrukcja obsługi nie jest potrzebna. Jednej rzeczy, której mi zabrakło, to brak choćby niewielkiego podświetlania tych przycisków. Niemniej ze względu na prostotę urządzenia da się bez tego spokojnie przeżyć.
Tył Motoroli T62 to zdejmowalna klapka, pod którą znalazło się miejsce na akumulatorki, które mają wystarczyć na około 18 godzin działania walkie-talkie w cyklu 5/5/90. Co oznacza ten skrót?
5 procent czasu nadawania, 5 procent czasu odbioru, 90 procent czasu nasłuchu. Przyznam, że nie miałem potrzeby częstego ładowania, a 18 godzin to moim zdaniem dobry czas. W razie potrzeby, zawsze można skorzystać z baterii AA i w przypadku, gdy czeka nas dłuższa wyprawa, nie jest problemem by do plecaka takie baterie schować. W zestawie jest oczywiście ładowarka, dzięki której naładujemy obie krótkofalówki jednocześnie. Proste, a niebywale praktyczne.
Dołączone są jeszcze dwa klipsy, dzięki którym bez problemu będzie można zawiesić sprzęt czy to o kieszeń spodni, czy też o inną część garderoby.
PARAMETRY TECHNICZNE MOTOROLI T62
Przyznam, że przed tą recenzją niekoniecznie byłem świadom niektórych określeń i sam musiałem się trochę podszkolić. Połączyłem więc przyjemne z pożytecznym, bo dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy.
Zacznijmy od tego, że radiotelefony takie, jak Motorola T62 działają na częstotliwościach PMR446. Tajemniczy skrót to Private Mobile Radio, natomiast liczba oznacza częstotliwość w jakich działają radiotelefony czyli 446 MHz. I od razu odpowiadam na pytanie, które sam sobie zadałem. Czy są to częstotliwości, na których działa CB Radio? Otóż nie. Nie posłuchamy tym samym rozmów kierowców, ponieważ odbywają się na innych częstotliwościach.
Do dyspozycji mamy 16 kanałów, choć warto dodać, że w niektórych krajach (np. w Rosji), korzystanie z kanałów 9-16 jest niedozwolone. Fabrycznie Motorola T62 te kanały miała zablokowane, ale można je w bardzo prosty sposób odblokować i korzystać.
Testowana krótkofalówka posiada także 121 kodów prywatności, czyli innymi słowy tonów CTCSS. Najprościej mówiąc, pozwalają one na zredukowanie szumów, które powstają w sytuacji, gdy ktoś inny korzysta z tego samego kanału. Oczywiście by nawiązać łączność kanał główny, jak i kod prywatności, muszą być na obu krótkofalówkach takie same. W ogóle nazwa “kod prywatności” nie oznacza, że możemy zaszyfrować naszą rozmowę. W przypadku, gdyby ktokolwiek skorzystał z tej samej konfiguracji, mógłby słyszeć rozmowę – oczywiście, jeśli zasięg by na to pozwolił.
JAK DZIAŁA MOTOROLA T62?
Informacja, która chyba najbardziej interesuje to zasięg. W modelu T62, jak podaje producent, zasięg wynosi do 8 kilometrów.
Oczywiście z zastrzeżeniem, że jest to możliwe wówczas, kiedy tylko będą całkowicie sprzyjające warunki. Trzeba brać pod uwagę, że na przykład w mieście nie ma szans za osiągniecie takiego zasięgu i tutaj spada on mniej więcej do kilometra, a nawet kilkuset metrów. Czasami wystarczy udać się za wysoki budynek, gdzie jakość połączenia spada i pojawiają się trzaski, a czasami nadawanie jest niemożliwe.
Mieszkam praktycznie w centrum Poznania i natężenie fal radiowych, a jednocześnie przeszkody w postaci budynków, mają mocny wpływ na przekaz. Tutaj rzeczywiście nie osiągałem spektakularnych wyników i faktycznie z tym co wyczytałem również w Sieci – zasięg imponujący nie był.
Warunki automatycznie zmieniają się w mniejszych miejscowościach lub w ogóle poza terenem zabudowanym. Z racji trwającego lockdownu, nie mogłem wypróbować Motorolli T62 w górach, ale na wsi, gdzie nie ma tylu zabudowań zasięg był o wiele większy. I tu znów, czasami możemy wpaść w “dziurę przestrzenną”, gdzie nawet się nie usłyszymy, a chwilę później oddalając się od tego miejsca, przekaz jest bardzo dobry. Od razu dodam, że nie udało mi się osiągnąć odległości bliskiej 8 kilometrów. Średnio oscylowało to w granicach 2-4 km i były to obszary mało zabudowane – wieś. Na pewno, gdy tylko nadarzy się okazja, sprawdzę sprzęt w mniej zaludnionych i zurbanizowanych miejscach. Wówczas pokuszę się o mały update w tekście.
Jakie są moje wrażenia? Z jednej strony oczekiwałbym, aby średni zasięg był większy, z drugiej zaś, nie jest to sprzęt, który ma się łączyć z NASA i rzadko kiedy odległość między dwoma osobami jest tak duża. Przynajmniej w moim przypadku tak się nie zdarzyło.
PO CO?
No właśnie! W zasadzie dlaczego miałbym polecać tego typu sprzęt? Po co miałbyś/miałabyś kupować “łoki toki”?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że całą funkcjonalność krótkofalówek może zapewnić smartfon/telefon. To prawda, nie da się ukryć, że tak jest. Gorzej się robi, gdy brakuje zasięgu. Wówczas z telefonem za wiele nie zdziałamy, a krótkofalówka w takich okolicznościach sprawdza się znakomicie. Oczywiście o ile zasięg na to pozwala ;). Czyli siłą rzeczy wychodzi na to samo, ale nie do końca… Co, jeśli rozładuje się Twój telefon w czasie górskiej wyprawy? Inna sprawa, że trudno dziś nie mieć zasięgu komórkowego na niemalże całym obszarze Polski, a i powerbanki po coś powstały. Niemniej trafiają się specyficzne „dziury” w zasięgu na terenach górzystych, czy sporadycznie w nadmorskich miejscowościach. Ale alternatywa dla komórek z takich walkie-talkie, jest jak znalazł.
Do czego ja wykorzystuję taki sprzęt? Kilka sytuacji z pewnością się znajdzie i sam w kilku skorzystałem z możliwości radiotelefonów.
Podróż na dwa samochody (lub więcej). Udając się w podróż, szczególnie, kiedy drugi kierowca zdany jest na tego pierwszego i nie do końca zna drogę, zawsze jest pewnego rodzaju niepewność. Jest oczywiście GPS, który bardzo ułatwia podróż, ale czasami trzeba podejmować szybkie i konkretne decyzje, wynikające z danej sytuacji. Można źle zjechać (zły zjazd na autostradzie zawsze boli), zgubić drogę, zgubić drugie auto (szczególnie, gdy jedziemy po mieście), albo po prostu poinformować się szybko, by zjechać na odpoczynek.
Wykonanie telefonu trochę trwa, gdy kierowca jedzie akurat w aucie sam, jak wiadomo nie może korzystać z telefonu. A tak…cyk! Wciskasz przycisk i informacja już przekazana. W zasadzie działa to na tych samych warunkach, jak CB Radio, z taką różnicą, że CB Radia nie zabierzemy ze sobą. Mobilność krótkofalówek jest niezaprzeczalna.
Przyznam, że zdarzyło mi się 2-3 razy w ten sposób wykorzystać walkie-talkie. Chociażby ostatnio, kiedy przemierzaliśmy w ten sposób Górny Śląsk z okolicznymi miastami.
Wakacyjne wyjazdy. Wypad w góry to momenty, w których obcujemy z przyrodą i nie zawsze z dala od aglomeracji możemy być w zasięgu sieci komórkowych. I choć nie zdarza się to często, to zwykle jak już się wydarzy, to w najmniej odpowiednim momencie.
Wycieczki rowerowe. Także w takich sytuacjach razem z żoną korzystamy z krótkofalówek. Może nie często, ale parę razy świetnie się sprawdziły, bo mogliśmy szybko się wzajemnie zlokalizować w przypadku, gdy na przykład się rozdzielaliśmy.
Grzybobranie. Osobiście piszę to z przymrużeniem oka, bo jedyne dwa grzyby, które odróżniam to pieczarki i muchomory ;). W tych sytuacjach krótkofalówka mi się nie przyda, ale już tak zupełnie serio myślę, że każdy zdaje sobie sprawę, jak szybko można zgubić się w lesie. Szczególnie, gdy pochłonięci pasją grzybiarze zapominają o całym świecie. I tu taki sprzęt, jak Motorola T62 sprawdza się idealnie szczególnie, kiedy wybraliśmy się z dziećmi, które nie posiadają swoich komórek, a znacznie się oddaliły. Przekazanie sobie wiadomości to jedno, ale możliwość dzwonienia na drugie urządzenie przyda się tu jeszcze lepiej, bo dźwięk jesteśmy w stanie szybko zlokalizować. Tu warto wspomnieć, że sygnałów dźwiękowych jest 20. Są one bardzo głośne i na pewno w lesie rozniosą się głośnym echem.
PODSUMOWANIE
Motorola T62 to bardzo fajny i bardzo dobrze działający sprzęt.
Zdaję sobie sprawę, że smartfony zdominowały komunikację między nami, ale myślę, że w trakcie mojej recenzji pokazałem, że takie urządzenia jak krótkofalówki mają swoje zastosowanie.
Ich zaletami jest przede wszystkim mobilność nakierowana na użytek w nietypowym terenie. Łatwo można schować je do kieszeni spodni, czy plecaka. Ciężar nie przekracza wagi niejednego smartfona – 161 gramów z akumulatorem i klipsem – więc nie odczujemy tego podczas wędrówek.
Dodatkowo świetnie się sprawdzą, jako zamiennik CB Radia, ale z zastrzeżeniem, że jedziemy wspólnie w kilka samochodów i chcemy mieć „niekomórkowy” szybki kontakt z naszą ekipą. Ostatni – najmocniejszy argument – walkie-talkie będzie działać także wtedy, gdy nie ma zasięgu tradycyjnej telefonii. I tak nawiązując do początku mojej recenzji, jest w tym na pewno element zabawy, ale jest też masa praktyczności, która świetnie sprawdzi się w konkretnych warunkach. Przykład z lokalizowaniem dzieciaków podczas wypadu do lasu to kolejny plus.
Wiadomo – nie chodzi o to, by się na siłę uszczęśliwiać. We mnie przede wszystkim odżyły sentymenty. Ludzie czekający na apokalipsę zaopatrzeni są z pewnością w lepszy sprzęt, ale jeśli chcemy poeksperymentować, trochę zabezpieczyć się na wypadek niesprzyjającej sytuacji w czasie jakiejś wyprawy, czy po prostu łatwiej i szybciej się lokalizować, to warto pamiętać, że czasami można sięgnąć po tańsze alternatywy dla zwykłego telefonu.