Witajcie! Przed Wami całkowicie subiektywny wybór gier platformowych dla systemu z zielonym robotem, z którymi możecie spędzić kilka miłych chwil, a w niektórych przypadkach – dużo więcej. Nie do końca będzie to TOP 5, bowiem nie ma tu gier płatnych (poza jedną, o której poniżej), a raczej takich, które nie posiadają chociażby bezpłatnego dema. Nie jest to też recenzja poszczególnych tytułów, nie będę oceniał grafiki, muzyki, grywalności itp. Nie wszystkie tytuły są najnowsze, ale myślę, że w zalewie aplikacji Androidowych, można przegapić niektóre perełki, więc warto o nich wspomnieć. Potraktujcie to jako opinię osoby, która po prostu dobrze się bawiła przy poszczególnych tytułach i nie zwracajcie uwagi na kolejność, bowiem jest ona przypadkowa.
Przegląd zaczynamy od gry, która powinna przypaść do gustu zwłaszcza młodszym. Wcielamy się w niej w małego robocika i przemierzamy wraz z nim oraz jego przyjaciółmi kolejne poziomy. Zwłaszcza Ci ostatni są szczególnie przydatni, bowiem z ich pomocą, Cordy ma dyspozycji nowe umiejętności takie jak np. latanie czy bieg po ścianach. Nasz bohater również nie odstaje od swojej paczki i kierowanie nim było naprawdę przyjemne. Zwłaszcza podobała mi się płynność i animacje, jakie towarzyszyły przy każdej czynności. Zresztą spójrzcie na screeny – ta gra nie ma prawa się nie podobać. Jest kolorowo, słodko i taki jest też gameplay.
Z tego co zauważyłem – nie można też zginąć, przy kontakcie z przeciwnikiem traci się część zębatek służących za walutę. Nawet gdy stracimy wszystkie, z Cordym nic się nie dzieje i można bezstresowo grać dalej. Jedno na co można by narzekać, to fakt, że po ściągnięciu wersji darmowej dostajemy tak naprawdę 4 większe etapy oraz 3 bonusowe – za resztę trzeba zapłacić. Tym niemniej – jeżeli przejdziecie je wszystkie, będziecie wiedzieć czy warto.
Obydwie części Manuganu to przedstawiciel gatunku runnerów, jednak nie tych niekończących się. Poziomy układają się w konkretne trasy, podczas których oceniani jesteśmy, niczym w Angry Birds, jedną, dwiema lub trzema gwiazdkami. Podobnie jak poprzednik, jest to również fajna pozycja dla młodszych, choć i starsi znajdą tutaj coś dla siebie. Wcielamy się tu w indiańskiego chłopca o imieniu Manuganu i pędzimy przed siebie zbierając niebieskie kamienie oraz medaliony. Poziom trudności jest większy, niż w poprzednim tytule, jednak tak naprawdę nie nastręcza on problemów i można grać bezstresowo. Na trasach umieszczone są checkpointy, a sama postać ma trzy punkty życia, więc w razie gdy coś pójdzie nie po naszej myśli, nie zaczynamy od nowa całości. No chyba, że stracimy wszystkie trzy serduszka, ale raczej będzie to sporadyczna sytuacja.
Podobała mi się również zwinność głównego bohatera oraz różnorodność czynności, jakie może wykonywać – chłopak wykonuje podwójne skoki, odbija się od ścian, a nawet szybuje z wyżej położonych miejsc. Dochodzi tu również mechanika, raczej nie spotykana w tym gatunku – możliwość zatrzymania się przed ruchomymi przeszkodami. Z poziomu na poziom dostajemy coraz to nowe umiejętności i wykorzystywanie ich sprawia masę frajdy i przykuwa do ekranu.
Zaletą tej produkcji jest również fakt, że możecie ją odpalić na 5 minut np. podczas podróży, a jeśli macie więcej czasu, to również da się w nią wsiąknąć. Z tego co zauważyłem – całość jest darmowa, jedynie po ukończeniu poziomu wyświetlana jest reklama. Jeżeli chodzi o grafikę – ta nie jest szczególnie skomplikowana, jednak podoba mi się sam styl oraz pewien urok, który w sobie nosi.
Nie jestem graczem, który wartość tytułu ocenia po grafice. By dobrze się bawić nie potrzebuję antyaliasingu, rozdzielczości 4K i nadmiernego efektu rozmyć. Jednak w wypadku Badland, pierwsze co mnie oczarowało to właśnie wspaniała grafika. Może nie tyle pod względem technologicznym, co raczej artystycznym. Cudowna gra cieni, w pewnym sensie stonowana, ale bardzo sugestywna oprawa, nadająca całości posmaku tajemnicy to z pewnością zaleta niniejszej produkcji i obok wyzwania staje się czymś w rodzaju przeżycia estetycznego.
W Badland kierujemy bliżej nieokreślonym, czarnym jak smoła, kulkowatym stworem. Sposób sterowania określiłbym jako wypadkowa Flappy Bird i Jetpack Joyride: po przytrzymaniu palca na ekranie postać unosi się, gdy go puścimy – opada. Ekran za to przesuwa się cały czas, więc jeśli gdzieś się zaklinujemy, musimy powtarzać fragment. Na początku jest prosto, później wpadamy na różnego rodzaju kulki zmieniające właściwości stworka. A to nagle przyspiesza, zwiększa się i zmniejsza, rozrasta na kolejne czy przyczepia do elementów otoczenia.
Muszę powiedzieć, że podobała mi się też fizyka gry – co rusz trafiamy na pułapki, dzięki którym nabieramy pędu i odbijamy się od wszystkiego, co wygląda fantastycznie. Na pewno kilkadziesiąt etapów jest darmowych, ja sam przeszedłem ok. 30. Nie wiem jak z resztą, bo jeszcze jej nie ukończyłem, ale wydaje mi się, że można ją przejść nic nie płacąc. Jak zwykle, będziemy jedynie raczeni reklamami.
Przyznam, że ta pozycja znalazła się tu może nieco na wyrost, ale również w niej jest coś, co mnie oczarowało. Muzyka. Być może to dziwne, w końcu w gry gramy, a nie słuchamy, zwłaszcza jeśli mówimy o tych mobilnych. Jednak ta w Megatroid, stylizowana na uwielbiane przeze mnie 8-bitów, w połączeniu z mechaniką rozgrywki, przywodziła mi na myśl przyjemne chwile z dzieciństwa spędzone z Contrą. Właśnie z tą grą (oraz serią Metroid, od której zapewne wzięto nazwę i kobiecą bohaterkę) kojarzy mi się najbardziej. Klasyczne „idziemy w prawo i strzelamy we wszystko co się rusza”.
W związku z kosmiczną (dosłownie) stylistyką i tym, że przeciwnikami są rozmaitej maści roboty i statki kosmiczne, nie mogę powiedzieć, by była tu jakaś szczególnie duża dawka przemocy. Krwi brak, jedynie częste wybuchy maszyn. Ale na pewno – gra dla starszych użytkowników niż trzy powyższe pozycje. Również ze względu na poziom trudności, który potrafi być nierówny za sprawą generowanych losowo map. Już po przejściu samouczka, który jest punktem stałym, sami w pewnym stopniu je tworzymy. Wystarczy w okienku wpisać cokolwiek i już zaczyna się losowo stworzony poziom. Nie do końca wiem, jak gra to oblicza, ale się sprawdza i po wpisaniu dwa razy tego samego, faktycznie dostajemy ten sam level. A jeśli chcielibyście coś trudniejszego – wpiszcie 90sekund.pl J. Ponadto postać zdobywa poziomy doświadczenia oraz zbiera kulki będące walutą, za które możemy kupić lepsze uzbrojenie czy pancerz.
Paradoksalnie – właśnie ten czynnik oraz proceduralnie generowane mapy powodują, że niestety wszystkie karty są odkrywane bardzo szybko i widzimy pewną powtarzalność schematów, w związku z czym na dłuższe posiedzenia się nie nadaje, ale na krótsze i owszem. Ot przejść jeden poziom, dwa, zdobyć trochę kasy i doświadczenia, i wysiąść z tramwaju. No chyba że po prostu grę spauzujemy i posłuchamy muzyki, a to mi się zdarzało. Aha, byłbym zapomniał – gra jest darmowa i obecne są w niej mikrotransakcje, ale można się bez nich spokojnie obejść.
Na koniec zostawiłem sobie prawdziwą perełkę, którą przypadkowo udało mi się znaleźć w odmętach Internetu. Zdecydowanie – jedna z trudniejszych pozycji, które możecie znaleźć wśród Androidowych platformówek, ja osobiście ochrzciłem ją mianem mobilnego Meat Boya. A podobieństw jest wiele – krótkie etapy w okolicach kilkunastu, kilkudziesięciu sekund, retro stylistyka pixel artowa wraz z 8-bitową muzyką, konieczność wykonania wielu podejść do prawie każdego etapu oraz duchy pokazujące wszystkie nasze próby. Tu muszę się nieco przyczepić – poziom trudności jest nieco nierówny i część poziomów przechodzimy z marszu (czyt. ginąc zaledwie 10 razy), a przy niektórych ostro rzucamy mięsem. By pokonać pierwszą paczkę 54 etapów, zginąłem ponad 600 razy.
A na czym generalnie gra polega? Wg fabuły nakreślonej w kilku (choć śmiesznych) przerywnikach kierujemy tajnym agentem i na każdym z poziomów musimy mierzyć z rozmaitymi pułapkami i dotrzeć do naukowca, który znajduje się na końcu. Generalnie całe otoczenie istnieje tylko po to, by maksymalnie utrudnić zabawę. I jest to zdecydowanie największy atut, bowiem jedną z rzeczy, które mnie denerwują w produkcjach mobilnych jest płytkość i łatwość rozgrywki. Naprawdę, cieszę się, że powstała taka produkcja dla hardcorowych graczy na urządzeniach przenośnych. A żeby było jeszcze trudniej – by zaliczyć poziom na trzy gwiazdki, trzeba zebrać teczkę ukrytą na każdym z nich i zmieścić się w stosunkowo wyśrubowanym czasie. I wierzcie mi – wyzwanie niekiedy naprawdę jest duże, ale i satysfakcja ogromna.
Jak zapewne się domyślacie – pozycja również dla starszych graczy, pojawia się krew, jednak jeśli komuś przeszkadza kilka czerwonych pikseli, może wyłączyć ją w opcjach, wtedy zaatakowani przeciwnicy po prostu znikają. Aczkolwiek tak szczerze – gra nie polega na tym i właściwie często lepiej ich po prostu omijać, by nie tracić cennych sekund. Gra jest dostępna zarówno w wersji darmowej, jak i płatnej. W tej pierwszej mamy do dyspozycji ponad 150 leveli i jedynie za paczkę 18 najtrudniejszych będziemy musieli zapłacić 3,17 zł, co swoją drogą jest dziwne, bo całość można kupić za 2,99 zł. W każdym razie – jeśli macie siły i chęci zmierzyć się z prawdziwym wyzwaniem na platformach mobilnych – polecam z całego serca prawdziwego gracza!
Właśnie dobrnęliście do końca pierwszego wpisu na 90sekund.pl poświęconego grom. Dajcie znać czy Wam się to podoba, i czy chcielibyście więcej podobnego rodzaju materiałów. A może sami macie jakieś sugestie? Zapraszam do komentowania!