Chociaż jestem praktykującym i wierzącym katolikiem, nigdy w życiu nie przyszło by mi do głowy, aby porzucić media społecznościowe na 40 dni z powodu Wielkiego Postu. Tak samo, jeśli idzie o życie bez komputera, tabletu, smartfona… Ale jak się okazuje, powinienem zrewidować swoje postępowanie ;) Wg amerykańskiej firmy badawczej Brana.org, która corocznie bada wyrzeczenia katolików, aż 31 proc. chrześcijan w tym wyjątkowym, duchowym czasie, rezygnuje ze swojej aktywności na Facebooku, Twitterze, Google Plus itp. oraz z nowoczesnych urządzeń technologicznych. To niebywałe, jak Internet głęboko siedzi w naszym życiu.
Czy to zły pomysł, aby porzucać swoje wirtualne relacje na okres 40 dni? W żadnym razie. Ale mam z taką postawą problem. Tzn., jeśli ktoś od rana do nocy niczego innego nie robi, tylko siedzi w sieci i klika, klika i klika…, statusy zmienia co pół godziny, zaniedbuje w ten sposób nie tylko rodzinę, ale i pracę, to przecież nie jest to problem, od którego trzeba pościć, ale z którego powinno się zacząć leczyć.
Ale z drugiej strony potrafię sobie też wyobrazić osoby, które są obecne w tych wszystkich internetach i może nie jest tak, żeby od razu skrajnie przepędzali każdą dowolną chwilę na FB, ale pewnie jakąś część życia oddają tego typu aktywności. I może czują podskórnie, że fajnie byłoby się odłączyć, w tym czasie poczytać książkę, znaleźć czas na podreperowanie innych relacji. Bo na bezmyślnym przeglądaniu ściany newsów z tym co dzieje się u znajomych można spędzić całe godziny, kiedy wieczorem weźmie się tablet do ręki lub notebooka na kolana.
Zastanawiam się jednak nad motywami takiego postępowania? Czy to oznacza, że ludzie czerpią przyjemność z przeglądania np. Facebooka? Jednak post, to swego rodzaju ofiara, którą powinniśmy w jakiś sposób odczuć. Kiedy pomyślę, że miałbym nagle wyłączyć moje dwa tablety, zamknąć notebooka i przerzucić się z Nexusa na jakąś starą Nokię, która kurzy się w szufladzie, to wiem jedno – czekałaby mnie droga przez mękę. Po prostu skomplikowałbym sobie życie do niewyobrażalnych rozmiarów… Więc może jednak warto…?
Oczywiście, że daje się żyć bez smartfonów, tabletów i tych wszystkich aktywności w sieci. Ale jak miałbym pracować? Natomiast widać z badania, że gorliwsi w tym wymiarze są protestanci (48 proc.) od katolików (30 proc.) i zdecydowanie chętniej poddają się temu wyrzeczeniu mężczyźni (43 proc.), aniżeli kobiety (23 proc.).
Można też na taką praktykę rezygnowania z tech w swoim życiu, spojrzeć z perspektywy dziejowej – jakie czasy, takie postanowienia wielkopostne, chociaż pewne wyrzeczenie nie zmienia się od wieków… a jest nim rezygnacja z jedzenia słodyczy (30 proc.). Nie mam pojęcia, jak pozbycie się łakoci z codziennej diety ma hartować ducha, ale pomysł, żeby wyłączyć się z internetów, w tym kontekście podoba mi się znacznie bardziej ;)
Źródło: marketwatch, barna