Ten smartwatch, to taki zegarek, który opłaca się kupić z jednego zasadniczego powodu – jest na tyle elegancki, że można założyć go do koszuli i marynarki, a zarazem mieć ze sobą/na sobie produkt, który analizuje Twoją aktywność w ciągu dnia pracy. Gorzej, kiedy przyjdzie Ci wyjść pobiegać, bo wtedy może okazać się, że eleganckie skórzane paski nie wytrzymają za długo. No chyba, że dokupisz od razu osobny zestaw.
150 dol. kosztuje wersja podstawowa Garmin Vivomove Sport. Każdy wariant z lepszym wykonaniem jest coraz droższy, ale finalnie smartwatch ten zamyka się kwotowo w 299 dol. Mi osobiście najbardziej wzorniczo przypadła do gustu edycja wyceniana na 199 dol., mam bowiem słabość do czerwonych i pomarańczowych detali ;).
Specyfikacyjnie Garmin Vivomove to przede wszystkim akcelerometr, system monitorowania snu, analizator aktywności ruchowej, który sam potrafi określić Twoje cele do pokonania każdego dnia, aby nie wypaść z formy oraz krokomierz. Z Vivomove możesz też pływać. Całość łączy się oczywiście ze smartfonem poprzez Bluetooth, a ucieszą się z niego także właściciele smartfonów w Windowsem 10 Mobile na pokładzie, bowiem kompatybilny jest Garmin Vivomove z apką nie tylko na Androida i iOS, ale też na system Microsoftu! Kurczę, to chyba pierwszy taki przypadek, który wyraźnie odnotowuję tutaj na blogu!
Aaa, no i jeszcze bateria ;). Jak pewnie się domyślasz, znajdziesz w Vivomove wymienną CR2025, która wystarczy na rok pracy. Sądzę, że dla kogoś, kto nie wymaga fajerwerków od swojego smartwatcha, a chce mieć zegarek, który ogarnia jego podstawową aktywność, to rozwiązanie będzie idealne.