Jak ostatnio pisałem mam czasem zwyczaj omijania ambitnego kina na rzecz produkcji prostszych w odbiorze. W chwilach, gdy czuje, że nie mam już nawet siły myśleć włączenie jakiegoś dobrego filmu czy serialu akcji czy s/f wydaje mi się zawsze najlepszym rozwiązaniem. Nie znaczy to bynajmniej, że kino tego typu uważam za wartościowo gorsze, o jakości gatunku s/f może świadczyć chociażby grany ostatnio w kinach „Interstellar” czy np. 9 dystrykt, (o którym wspominamy TUTAJ) wydaje mi się jednak, że jest to prostsze rozwiązanie, które nie zmusi mnie do przykładania zbytniej uwagi do niuansów fabuły czy stylu gry aktorskiej. Ten wstydliwy ;-) zwyczaj doprowadził mnie ostatnio do serialu 12 małp.
Nowa produkcja NBC przyciągnęła mnie przede wszystkim za sprawą mojej sympatii do materiału źródłowego, czyli filmu 12 małp z 1995r. z Brucem Willicem i Bradem Pittem. Serial podobnie jak film opowiada historię Jamesa Cola (w tej roli tym razem Aaron Stanford), który powracająca do przeszłości w celu zatrzymania wyniszczającej ludzkość epidemii. W uratowaniu świata pomaga mu dr. Cassandra Railly (grana przez Amandę Schull). Podobieństwo fabuły i zbieżność bohaterów sprawia, że serial to bardziej remake niż kontynuacja filmu.
Oryginał zachwyca sprytnym scenariuszem, grą aktorską i świeżym podejściem do dość popularnej koncepcji podróży w czasie. Dodatkowo wyśmienita obsada sprawia, że jest chyba jeden z najlepszych filmów sience fiction z lat 90tych nie będzie przesadą, gdy powiem, że obok ról w „Siedem” i „Wywiadzie z Wampirem”, małp ugruntowało Brada Pitta, jako jednego z gwiazdorów Hollywood.
Prawda jest taka, że od samego początku koncepcja przebudowania opowiedzianej w filmie historii powodowała we mnie w równej mierze oczekiwanie i obawy. Po obejrzeniu pierwszych dwóch odcinków (serial miał premierę dopiero 16 stycznia) muszę przyznać, że te wątpliwości były, co najmniej częściowo uzasadnione. Problem z powtórzeniem sukcesu filmu leży właśnie w scenariuszu i przedstawianych postaciach. Historia, jaką serial zaczął opowiadać do tej pory wydaje mi się lekko wtórna natomiast główni bohaterowie stworzeni są w tak dwuwymiarowy sposób, że bez względu, na jakość gry aktorskiej trudno mi się jakoś do nich przekonać.
Nie chce ostatecznie przesądzać, o jakości nowych 12 małp już w tym momencie i z całą pewnością będę jeszcze, przez co najmniej kilka odcinków śledził rozwój fabuły jednak jak na razie trudno mi go z czystym sercem polecić. To, co najbardziej zostaje w pamięci po obejrzeniu filmu to błyskotliwa puenta i wątek miłosny, który dodaje głębszy kontekst finałowi historii. Niestety te zalety w przypadku serialu okazują się trudne do powtórzenia i jak na razie gdybym musiał opisać nową produkcję NBC jednym słowem to przymiotnik „przeciętna” automatycznie nasuwają mi się na myśl. Mimo tych krytycznych uwag trzymam ciągle kciuki za autorów i jeżeli za jakiś czas zmuszą mnie oni do zmiany opinii to z wielką przyjemnością przyznam się do błędu. Chwilowo jednak jest jak jest i jeżeli ktoś nie miał do tej pory styczności z tytułem 12 małp to zdecydowanie doradzam sięgnięcie po film.
Foto: naekranie, latimes, blu-ray