Każdego dnia powstaje lub jest poprawianych 5 mln playlist, których w sumie stworzono już 1,5 mld. Odpowiedzialni są za nie słuchacze serwisu streamingowego Spotify, który ma już 40 mln zarejestrowanych użytkowników. Ale to z czego jego twórcy mogą się naprawdę cieszyć, to płatni subskrybenci, którzy co miesiąc wpłacają określone sumy za możliwość słuchania swojej ulubionej muzyki, i których jest już 10 mln z 56 krajów! Jestem zachwycony i pełen uznania dla potencjału, jaki niesie ze sobą szwedzki startup! Ten entuzjazm jest tak duży, że zastanawiam się, czy nie porzucić Deezera ;)
OK – żeby nie było. Swoje pierwsze podejście do Spotify już miałem i było to spokojnie rok temu. Wówczas konieczne było zainstalowanie w komputerze osobnego playera do słuchania muzyki od tego dostawcy. I strasznie mnie to zirytowało, bo o ile udało się na komputerze z Windowsem, o tyle przeszkadzało mi, że muszę ciągle przełączać się do zewnętrznego programu, jakby nie było możliwe przerzucenie tego całego bałaganu do przeglądarki. Jak jest dzisiaj, jeszcze nie sprawdzałem, ale wówczas Deezer okazał się rozwiązaniem, którego szukałem. Pierwsze pół roku jechałem za darmo, a potem zdecydowałem się na płatną subskrypcję.
Oczywiście, że jestem zadowolony z Deezera, więc jeśli miałbym zaplanować przesiadkę, to raczej trochę z obowiązku i konieczności, przed którymi stoi bloger technologiczny, a trochę z chęci poeksperymentowania. Kilka razy Deezer nie posiadał u siebie czegoś, czego akurat chciałem posłuchać. Denerwują mnie również wyciszone fucki w utworach zespołów grających – nazwijmy to z przytupem – ale urok słuchania takich utworów sprowadza się do obcowania z zupełnie nowym tworem, całkowicie niezgodnym z wolą artysty…
Pomijając to – nie wiem przecież, czy rozfuckowanych zespołów Spotify nie traktuje podobnie – sam wynik zaufania i przywiązania użytkowników do serwisu jest bardzo imponujący. Ze swojej strony przyznam, że jestem z Deezerem z wygody. Lubię słuchać muzyki najbardziej, kiedy gotuję. Najczęściej mam okazję, żeby się wykazać w weekendy i czasami w tygodniu. Wówczas zawsze odpalam Samsunga Galaxy Note 3 8.0, a na nim swój serwis streamingowy. Wtedy mam też co najmniej dwie rzeczy w jednym miejscu: dostęp do sporej bazy muzycznej – z jednej strony i z drugiej – ciekawych przepisów kulinarnych z blogów kulinarnych ;)
Wracając jednak do Spotify. Serwis ma rzeczywiście powody do zadowolenia, bowiem w płatnych subskrypcjach pozostało aż 70 proc. użytkowników, którzy wykupili je w 2010 roku (na rynku jest od 2008 roku). Niewątpliwie wierni słuchacze, to najważniejsza grupa i z pewnością duma Spotify. Ciekawostką jest, że najmocniej serwery serwisu są obciążone w czwartkowe popołudnia, w godz. 16:00-17:00, kiedy to cały świat słucha najwięcej muzyki.
Nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować sukcesu Spotify, a Was odesłać do szczegółowej infografiki poniżej, gdzie w pomysłowy sposób serwis przedstawił opisane powyżej przeze mnie dane.
Źródło, foto: cnet, spotify blog